Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wnętrzną ścianę tworzyła krata z grubych poczerniałych dyli. Przed progiem stała lub siedziała na ziemi gromadka nędzarzy, z za krat wyglądały wychudłe i sczerniałe twarze. Na nogach i rękach niektórych brzęczały łańcuchy. Korczak i Przygoda zrozumieli, że są w więzieniu.
— Co u licha?... — szepnął Władek, podchodząc i spoglądając na zawartą furtę, a następnie na wysokie mury.
— To sztuka tego, psiakrew, Biełkina... Już ja mu kości połamię!... Trzeba stukać, trzeba się nie dać, zawołać stróża... Powiedzieć mu, że to omyłka, że my z samym Chanem rozmawiali! — gorączkował się Maciek.
Zbliżył się i uderzył swą potężną nogą w okute żelazem drzwi. Głuchem echem rozbrzmiało uderzenie i zamarło, jakby wsiąkło nagle w grube mury.
— Stukanie nic nie pomoże. Jutro rano przyjdą sami rachować... Wtedy można, jeżeli macie pieniądze... — objaśnił jeden z więźniów ochrypłym głosem po rosyjsku.
Był to straszny osobnik z wybitem okiem i pokiereszowaną gębą; strzępy watowanego czarnego paltota pokrywały jego tęgie bary i nagie piersi; krzywe, włochate nogi były zupełnie gołe.
— Kto jesteście? — pytał.
— Żołnierze!... — odrzekł niechętnie Władek.
— Rozbój czy dezercja?...