Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bez żadnej przyczyny...
— Acha, rozumiem, rozumiem... Ja też jestem bez żadnej przyczyny posądzony o komunizm!... — dodał z pewną przechwałką. — Tu nas po głowie nie gładzą!... Oj nie! Może tytoń macie, co?
— Mam trochę!... — odrzekł Maciek.
— Dajcie ździebko! Każdemu dajcie! Taki tu zwyczaj: każdy, co się za te drzwi dostaje, wkupuje się do naszego bractwa...
— Dobrze! Dam... Podzielcie się!... — mruknął Maciek i wysypał część tytoniu z kapciucha na szeroką, brudną, jak ziemia dłoń więźnia, reszta obecnych podeszła natychmiast i otoczyła obdarowanego, kłócąc się i szturchając.
Ten dzielił skrupulatnie datek między wszystkich. Niektórzy nieśli szczypty do sinych, zjedzonych szkorbutem ust, inni nabijali maluchne fajeczki, wydłubane w przedziurawionych drewienkach.
Korczak, stojąc na uboczu, patrzał na nich z odrazą i litością.
— Jeżeli chcecie dać znać na zewnątrz, to napiszcie kartkę, przygotujcie kubana i dajcie jutro, gdy przyjdzie, klucznikowi!... Pewna rzecz!... Nie oszuka!... Z tego żyje!... — pouczał Macieja „komunista“. — Macie ołówek?... Nie macie?... To ja wam dam, ale za to też trzeba zapłacić!... Jakie macie pieniądze: chińskie, japońskie?...