Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Aleście potem ją odbili, żeby teraz rzucić psom... — wskazał wyniosłym gestem na trupa.
— A cóżeście to wy, szlachetni cnotliwcy, robili całą noc wczoraj, że światło się u was paliło do rana?... I co to za jeździec odwiedzał was o północku, hę? Założyliście tutaj zamtuz!... Ja wszystko wiem... Nie wykręcicie się sianem....
— Był u nas Szag-dur... Badmajew!...
— Tak, tak... Był Szag-dur, dlatego, że go właśnie niema!... Znane sztuki!... Ale wy mi wszystko wyśpiewacie, wszystko... Mam ja na to sposoby...
Wziąć ich! — zwrócił się do kozaków... — Koło trupa postawić straż... Sprowadzić Biełkina. Niech spisze protokół i przeprowadzi rewizję u przestępców...
Odjechał dostojnie, pomachując z niechcenia nahajką. Ciało kobiety pokryto kawałem brudnego rańtucha, znalezionego w sąsiednim garażu. Tłum rozszedł się; pozostał jedynie przy trupie oparty na karabinie kozak, ku wielkiemu niezadowoleniu poszczekujących w oddali psów.
Domickiego, Korczaka, Macieja powiedli w stronę miasta kozacy. Zamknięto ich w tem samem więzieniu, gdzie już w swoim czasie siedział Korczak z Maciejem. Przywitał ich niezmiernie surowo ten sam klucznik i przyjaźnie ten sam co wtedy „komunista“ z wybitem okiem.
— Moje uszanowanie panom „z pędzelkiem“!... Wracacie, wracacie!... „Turmucha“ jak