Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

koła widzów rozciągnięte na ziemi blade, nagie ciało kobiety... Członki miała niemożliwie poszarpane, wnętrzności wyprute, a twarz do tego stopnia pociętą, czy też pogryzioną, że rysów niepodobna było rozpoznać. Ale złote włosy rozsypane dookoła krwawej głowy, ale smukłość i wdzięk kibici pozwalały przypuszczać, że była młoda i urodziwa. Stali nad nią pełni żałości:
— Nie, to nie Hania! Włosy zbyt czerwone i kości zbyt grube!... — zauważył Korczak.
— I znacznie wyższa! — mruknął Domicki.
Wśród Mongołów nagle wszczął się ruch, rozstąpili się jeszcze szerzej, a niektórzy zaczęli uciekać. Zatętniały kopyta i w koło ciekawych wpadł Wołkow w towarzystwie kilku kozaków. Zatrzymał się tuż nad ciałem zabitej, chwilę patrzał na nią, poczem podniósł swe ołowiane oczy i skierował na Korczaka, Domickiego, Macieja, oddających mu ukłon wojskowy.
— Acha, jesteście!... Doskonale się składa! Cożeście to uczynili z waszą siostrzyczką, rozpustni zbrodniarze!...
— Wypraszamy sobie podobne zwroty, panie majorze! Pan najlepiej wie, że to nie nasza siostra i nie nasza sprawa!... — wybuchnął Korczak. Gwiaździsta blizna na jego twarzy stała się siną.
— Baczność!... Milczeć!... Zapominacie, przed kim stoicie!... Dlaczegóż to ja mam najlepiej wiedzieć, że to nie jest piękna Hania?...
— Bo przecież pan ją porwał!... — wyszeptał z nienawiścią Domicki.