Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czegóż on chce ode mnie!?...
— Tego my nie wiemy. On prosi, abyś odwiedziła go!... Siądź do namiotu, a będziesz mogła, nie męcząc się, dosięgnąć celu swego przeznaczenia...
Wszystko to zostało wygłoszone z tylu czołobitnemi ukłonami, z takiem pokornem wstrząsaniem pięści i układaniem dłoni w łódeczkę, że Hania z trudem wstrzymywała śmiech. Spojrzała życzliwie na schyloną u jej nóg służebnicę, która wydała się jej bardzo podobna do Tu-sziur, potem wiadomym już sobie ruchem pobłogosławiła schylonych przed nią pobożnie Mongołów i po małej drabince weszła na grzbiet wielbłąda do wyłożonego jedwabnemi poduszkami wnętrza namiotu. To-noj podążyła za nią.
Dwa dni trwała podróż. Wciąż szli przez piaszczystą, jałową pustynię ku widniejącym wdali górom. Hania z początku cierpiała cokolwiek od kołysania idącego zamaszystym skroczem wielbłąda, lecz wkrótce przyzwyczaiła się, wyspała i wypoczęła doskonale na miękkiej pościeli, rozciągniętej na przytwierdzonej do garbu zwierzęcia desce. To-noj usługiwała jej z żarliwem oddaniem.
— Dokąd mię wiozą? — próbowała wybadać ją Hania.
— Ja nie wiem. Ja jestem mniszka i nie znam świata. Od szóstego roku życia jestem w klasztorze... Rodzice nie mieli syna, same córki. Ponie-