Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cała rzecz w tem, jak uwiadomić Szag-dura gdzie jestem!... Są dobrzy dla mnie, nie będę się im opierała, lecz czekać będę sposobności... Będę i ja dla nich dobra!...
Uspokojona, po wypiciu paru kubków górącej, pożywnej mongolskiej herbaty, zdrzemnęła się na chwilkę, ogrzana ciepłem ogniska. Obudziły ją dziwne jakieś głosy i brzęk dzwoneczków. Od wschodu, brzegiem piaszczystej kotliny zbliżała się karawana jucznych wielbłądów. Na czele kroczył olbrzymi biały samiec, przybrany w upiększony srebrem i paciorkami rząd i niosący na grzbiecie mały namiot, nakryty ślicznym pstrym kobiercem. Karawana zatrzymała się tuż przy ognisku, wielbłąd z namiotem, postękując, ukląkł na rozkaz swego wielbłądnika, brzegi namiotu rozchyliły się, wyskoczyła stamtąd młoda Mongołka i, podbiegłszy do Hanki, padła przed nią na twarz.
— Pobłogosław nas, Darichu Chanum!... I siądź do namiotu, który przysłał po ciebie Świątobliwy Szammar Gom-po!... A to jest To-noj, służebnica, którą ci przysyła!... — przekładał Hance ze czcią dowódca jej dotychczasowego orszaku.
— Któż to jest ten Szammar Gom-po?... — pytała, podnosząc się Hanka.
— Świętobliwy i uczony mąż, który w starych księgach czyta przeszłość i przyszłość... I którego pyta o radę sam Nieprzebrany Skarbiec Potęgi Lhassy.