Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SYPNIEWSKI

Broni dać pani nie mogę... Sambym zginął, a pani nie uratował... Ale jeżeli pani gotowa na niechybny zgon, który panią czeka, to doprawdy nie rozumiem, dlaczego pani żałuje tego ciała, które za chwilę zginie, a które może być źródłem szaleństwa, rozkoszy, bólu, zapomnienia, choć przez jedną chwilkę dla innej istoty równie jak pani nieszczęśliwej... Przecież o tem nikt nie będzie wiedział!... To przesąd... bezmyślne okrucieństwo... Błagam cię, błagam...

(probuje objąć Morską, ta odsuwa się ze wstrętem)

Nie chcesz!... Więc dobrze, nie trzeba!... Nie tknę cię, będę twym sługą i niewolnikiem, będę czekał, marzył, walczył... wykonywał, co każesz... aż przekonam cię... Będę nieulękłym żołnierzem sprawy polskiej... Dźwignij mię! Tyś dla mnie jedyny ratunek i zorza nowego życia... Wybaw mię, wyrwij stąd!... Zaklinam cię... na klęczkach jak przed bóstwem...

(opuszcza się na kolana, ale widok wzgardy i odrazy, jakie odmalowały się na twarzy Morskiej, powstrzymuje go; prostuje się w pół ruchu, nachyla do Morskiej i mówi ochrypłym, rwącym się głosem)

Janko, czysta, dumna, ukochana Janko — ty nie domyślasz się, ty nawet wyobrazić sobie nie jesteś w stanie, co cię czeka, co gotuje ci ta przeklęta żż...!? Boże, Boże ja zmysły tracę... ja nie zniosę! (zakrywa twarz rękami) Zgódź się, zgódź! Uciekniemy do swoich!...

MORSKA
(wstrząsa głową, odwraca się i spostrzega Sonię, stojącą w rozchylonych fałdach zasłony we drzwiach na lewo)

Ach!