Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   58   —

— ...Ciągnie w przepaść swych niegodnych zamysłów, czyni ofiarą swych sprośnych chuci...
— Milcz, nie mieszaj jej!... — wybuchnął Beniowski.
— Dlaczego nie mam mieszać, krzywdzicielu? Czyli świadomie nie uwodzisz jej pod przykrywką pożytku naszego sprzysiężenia?...
— Nieprawda!... Nie uwodzę jej wcale!
— Cóż więc znaczą te przesiadywania, schadzki, ciche rozmowy i spojrzenia?... Azali nie ogłoszono cię jej narzeczonym i nie naznaczono dnia ślubu!?... Kpisz sobie z nas?... W dniu tym, przyjaciele, wyda on nas wszystkich na wiano... naczelnikowi kraju! Zobaczycie!
— Wzywam na świadków obecnych tu Chruszczowa i Baturina, czy nie za ich poradą zgodziłem się z wielkim wstrętem dopuścić do ogłoszenia owego narzeczeństwa. Oni również wiedzą, czy mogę zaślubić ową panienkę, istotnie zacną i życzliwą mi...
Stiepanow umilkł i nieufnym wzrokiem spojrzał na wymienionych.
— Istotnie, prawdą jest, iż na nasze żądanie Beniowski nie odrzucił ofiarowanej mu ręki panny Niłowówny, choć zaślubić jej nie może! — potwierdzili zgodnie obaj wygnańcy.
— Cóż więc to wszystko znaczy, cóż więc znaczy? Ha, rozumiem: on niby rząd zwodzi, ale nie wierzę... Zbyt wielka pokusa! Niepodobna... Oszukuje nie ich a was... — oburknął wzgardliwie Stiepanow.