Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   40   —

trowicza!... Pójdziemy więc chyba z tobą, Beniowski!... Zawszeć to dziwo przyrody!
Wzięli przewodników miejscowych, uprzężkę psów u miejscowego „taju“ i kazali się wieźć na górę. Rychło dosięgli kresu lasów i dalej już piechotą musieli piąć się na goły stożek po spękanych opływiskach lawy, ledwie przyprószonej śniegiem, wśród złomów skalnych i osypisk zrzuconych trzęsieniem ziemi i zawianych zaspami śniegu, wśród rumowisk sterczących nago z białych lodowców, jak żałobne, tajemnicze znaki. Droga była trudna i żmudna; często wypoczywali, a wówczas komendant bawił Beniowskiego opowiadaniami o swoich niepowodzeniach służbowych i zamiarach przezwyciężenia ich nareszcie.
— Gdybyś tylko, Auguście Samuelowiczu, zechciał, gdybyś tylko zechciał, mielibyśmy, co dusza zapragnie!... Namów ty Iwana Piotrowicza, żeby on nie wysyłał pocztą twego opisu Kamczatki, lecz polecił mnie osobiście przedstawić go Imperatorowej... Wyjechałbym wczesną wiosną, a w zimie jużbym był z powrotem... Przez ten czas mógłbyś mię zastępować na służbie... Już jabym całą rzecz tak tam przedstawił, że naczelnik dostałby gubernję Ochocką, tybyś tutaj rządził w Kamczatce, a ja... ja dla siebie nic nie chcę, jeno wyspy Aleuckie... Tam można dużo zarobić, tam jeszcze jest na oceanie dużo niewykrytych ziem... Opowiadają, że są takie ziemie, gdzie mieszkańcy mają oko pośrodku