Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   39   —

Beniowski odczytał list drżącemu z przerażenia i gniewu Kuzniecowowi.
— Cóż ty na to?
— Śmierć!... — odrzekł kupiec z złowrogim blaskiem w oczach.
— Weź więc natychmiast Kudina, jedź z powrotem i zrób z tym nicponiem porządek... Zaczekamy na ciebie. Wytłumaczę twoją nieobecność zapomnieniem jakiego przedmiotu na poprzedniej stacji... i postaram się naczelnika tutaj zatrzymać. Właśnie jest blisko wulkan, będę go namawiał, żeby górę zwiedził!
Przy śniadaniu starał się Beniowski dowieść naczelnikowi, że zamiast tłuc się w ciągu paru dni po przykrych drogach, nocować w pustych, zimnych schroniskach, należy raczej wypocząć dobrze w tej tu wesołej i względnie zaludnionej miejscowości, podpaść psy, wyreparować uprząż, aby następnie za jednym przejazdem stanąć w mieście.
— Zapewne, że lepiej, ale... co tu robić będziemy! — zauważył Niłow.
— To samo, co w drodze: leżeć sobie do góry brzuchem! Z tą różnicą, że nie będzie nas trząść... — podtrzymał Beniowskiego sekretarz, któremu obiecano na ten wieczór jakąś osobliwą Kamczadalkę.
Proponował zatem Beniowski wycieczkę do wulkanu, lecz zdołał zachęcić jedynie setnika.
— Bo i prawda!... Żadnej rozrywki, grać niema z kim, wódki ledwie starczy dla Iwana Pio-