Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   232   —

na myśl, że najlepiej będzie, jeśli na pierwsze doniesienie, że nasze zamiary ostatecznie odkryte zostały, zrejterujemy całym taborem na brzeg morski, gdzie opanowawszy redutę przy latarni morskiej, łacno w niej wytrzymamy natarczywość nieprzyjaciela, aż do chwili, gdy stan aury i sprzyjające wiatry uwolnią zatokę od lodów i pozwolą Czurinowi z portu wypłynąć. Wiem, że w reducie są cztery armaty, lecz wiem takoż, że prochu tam na sześć jeno wystrzałów. Otóż zlustruj dobrze stan reduty i wszelki do niej dostęp, abyśmy mogli plan odpowiedni ułożyć; następnie przypilnuj spiskowców, żeby zabiegali koło zakupu prochu i część jego wydziel do artyleryjskiego użytku!...
— Więc idziesz do naczelnika?...
— Muszę!
— Bój się Boga, czy to aby nie wybieg, żeby ciebie zwabić! Drżę, kiedy myślę o tem... Co się z nami stanie... Wszystko pryśnie!... Ludzie tobie jednemu ufają, tobie tylko wierzą, ciebie się lękają!... Bez ciebie nie ruszą się, co gorzej wydadzą nas wszystkich natychmiast władzom, aby uzyskać przebaczenie!...
— To trudno, iść muszę!... Czas przyzwyczaić się, przyjacielu, do niepewności. Toć grę tę wciąż o włosek od zguby prowadzimy już oddawna!... Nie myślę wszakże, żeby to był podstęp... Jeszcze na to za wcześnie!... Staraj się wrócić co prędzej z twego przeglądu, gdyż czuję, że obecność twoja będzie potrzebna... Niepokoi