Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XLI.

Nazajutrz rano Beniowski z Chruszczowym nie uszli i stajania od osady, gdy dogonił ich zdyszany kozak Niłowa i obwieścił:
— Pani prosi, żeby pan zaraz przyszedłl Starszy pan umiera!...
— Co?... kiedyż to?...
— A wrychle po śniadaniu. Rozgniewał się na sekretarza, wygnał go, a kiedy ten odszedł, położył się i jęczeć zaczął!...
— Wracaj i powiedz, że będę natychmiast!... — odesłał Beniowski kozaka; poczem zwrócił się do Chruszczowa. — Przyjacielu rzekł widzę, że nie będę mógł pójść z tobą, tymczasem jest to rzecz niecierpiąca zwłoki. Rozumiesz, iż dla szczupłych sił naszych, bezskuteczny byłby nasz opór wojskom rządowym, gdybyśmy walczyli pod miastem. Załoga i kozacy otoczyliby nas łatwo w polu, a zamkniętych w domu szkolnym łatwoby mogli podpalić lub ogłodzić... Nareszcie zbiegostwo i wszelki popłoch łatwiejszy w miejscu zewsząd otwartem. Przyszło mi więc