Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   94   —

— Nie, Iwanie Piotrowiczu, nie potom przychodził — zaczął śmiało. — Ale wracając do domu, widziałem na placu przed mieszkaniem komendanta, jak bili starca...
— Właśnie, właśnie!... Mówili mi o tem... Skarżyli się, że chciałeś bunt urządzić, żeś krzyczał na kozaków i nawet żeś ich popychał... Gorąca jesteś głowa, ale pamiętaj, że nie wszystko uchodzi nawet mojemu zięciowi. Nie jestem wszechmocny... Oskarżą, zadenuncjują!... Co pocznę?... Sekretarz tylko czyha na to, jakby mię stąd wysadzić i wleźć samemu na moje miejsce... I o cóż to poszło?
— Bili starca... cichego, spokojnego człowieka... Bielskiego.
— Tak, tak!... Wiem: on rab... źle, powiadają, grał!... Bez przyczyny nawet bić go wolno, a on... źle grał, umyślnie źle grał... Ktoby tu sobie bez bicia ze wszystkimi poradził!... Jakby jemu darować, to drugiby gorszą sprawę zrobił i tak dalej — znikłoby wszelkie posłuszeństwo, trzebaby było łby ścinać... Dla ich więc dobra, dla napędzenia rozumu bijemy żołnierzy, bijemy niewolników, kupców... Bijemy wszystkich bez gniewu, miłując, przez litość dla głupców... Nie raz pierwszy widziałeś bitego i nie ostatni... Sam będziesz musiał bić nieraz, gdy na urzędzie siądziesz, zobaczysz... I pamiętaj bij dobrze, nie żałuj! Wiedz, że u nas w Rosji to za bitego dwóch niebitych dają... Bo stąd płynie szacunek dla władzy, największa na świecie cnota, którą