Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   200   —

we wszystko się wtrąca, wciąż występuje naprzód... Czy jego to rzecz była jechać na polowanie, nawet jeżeli je lekkomyślnie zarządził?... Nie, po tysiąckroć razy nie! On, jako nasz wódz, powinien był tu siedzieć i śledzić za obrotami władzy miejscowej, aby je wczas paraliżować. Ale nie, uniosło go pragnienie wywyższenia się, zdobycia tanich laurów pogromcy ludów dzikich, zasłużonego rządowi oficera, uniosła go chęć przypodobania się naczelnikowi i jego rodzinie, zdobycie sukcesu u sekretarza, u kupców... Jego despotyzm, jego ambicja, jego niezrównana lekkomyślność, grożą nam zgubą i dlatego, zanim zaczniemy rozważać plany dalszego postępowania, należy nam, panowie, osądzić jego spełnione postępki... Z nich czerpać powinniśmy naukę, azali dobrą jest rzeczą władza tak znaczna, jaką on sobie przyswoił, w jednym skupiona ręku i czy pożyteczną jest rzeczą, aby sprawy tak ważne, jak urządzenie polowania, którego omal nie przypłaciło życiem kilku naszych towarzyszy, następnie budowanie szkoły i naznaczanie do niej nauczycieli, szafowanie funduszami związkowemi, aby, — powtarzam — sprawy tak ważne decydowane były bez zasięgnięcia opinji Rady? Skończyłem. Proszę słowa moje surowo sądzić, ale proszę osądzić i winowajcę tego wszystkiego, obecnego tu Beniowskiego...
W czasie mowy i chwilę po jej skończeniu panowała napięta, groźna cisza, poczem wybuchły pomruki: