Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   10   —

temi w miękkie futrzane pantofle, i drżały do taktu jej wyniosłe jak dwa pagórki piersi, otulone niebieskim kaftanikiem, podbitym gronostajami. Szczyt białej, okrągłej jak księżyc twarzy, tuż ponad czarnemi brwiami opasywał szeroki naczółek, suto haftowany kolorowym jedwabiem, srebrem, złotem i perłami; agatowe oczy patrzały na męża z pod gęstych rzęs z tłumionym niepokojem, ale usta, duże, wilgotne pełne były uśmiechu.
— Bądź cierpliwy chwileczkę, Iwanie Piotrowiczu, kazałam zapiec w kulebiace świeżego łososia z tych, co przywiózł Czernych z Kamczackiego jeziora... Zaraz dojdzie, a i na... okrasę może się coś znajdzie!...
Niłow spojrzał pytająco na żonę.
— Skąd zaś?... Niema kropeleczki w całem miasteczku... Wszystkie składy kazałem przeszukać!...
— A widzisz!... Ja swoim babskim rozumem więcej, niż ty, carski gubernator, dokazałam... Mam cały gąsiorek!
Niłow zmarszczył brwi.
— Czyżby kto ośmielił się zataić?...
— Gdzie zaś!... Któżby tam ośmielił się wojować z tobą, opierać się twoim rozkazom, Iwanie Piotrowiczu... Tutaj nie mają doprawdy kropelki! Należało skądinąd wydobyć. Użyłam wybiegu. Wiedziałam, że protojerej Niżniekamczacki chowa zawsze w wielkiej tajności choć jedną kwartówkę na niespodziany domowy wy-