Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   9   —

się we drzwi na lewo, do obszernej niskiej świetlicy z ciemnemi ścianami i powałą z ciosanego modrzewiu, wyłożonej kobiercami z czarnych i białych łap reniferowych, zszytych w szachownicę. Mdłe, błękitnawe światło wsączało się do izby ze dwora przez duże okna z miki przykryte z zewnątrz taflą lodową. W rogu przed pozłacanym ciemnolicym obrazem płonęła w malinowej szklanej bani na srebrnych łańcuchach nigdy nie gasnąca „lampada“. Było ciepło, pachniało kwasem chlebowym, miętą i mirrą. Pod ścianą między oknami, na mocnych krzyżakach, stał długi stół, nakryty zielonem suknem, na nim leżały rozrzucone papiery, śliczne ułamki kryształów górskich, okazałe kły morsa, dziwaczne rzeźby czukockie z kości mamutowej, oraz jakieś próbki błyszczących rud; wgórze na przybitej do ściany podstawce siedział z rozpostartemi skrzydłami wypchany orzeł kamczacki.
Obok stołu mieścił się głęboki stolec z poręczami, zasłany skórą niedźwiedzią, a pod ścianami ciągnęły się ławy również kryte futrami.
Niłow śliznął się wzrokiem po tych znanych szczegółach, przeciągnął się, aż mu w stawach trzasło, i ziewnął.
— Ej, matko!... — zawołał. — A jak tam z obiadem?
Skrzypnęły drzwi i z sąsiedniego pokoju weszła niewiasta niższego wzrostu od naczelnika, Niłowa, ale niemniej od niego dorodna. W miarę jak szła, drżała podłoga pod jej stopami, obu-