Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   123   —

Zakreślił koło w powietrzu, a potem zrobił znak krzyża na piersiach garścią prawą, złożoną w szczyptę.
— Czemuś mi się, bracie, nie odkrył odrazu?... Mówiono mi, żeś schizmatyk, papista...
— Wszyscy ludzie, dążący do wolności, z tegoż samego są ducha!...
— Więc dlaczegoś żądał ode mnie przysięgi?...
— Dla pozoru. Wszyscy przysięgają, wyróżnienia być nie może, bo za niem ciągnie nieposłuszeństwo.
— Bez przysięgi posłuszny ci będę, bracie...
— Nie będziesz mógł bywać na naszych zebraniach...
— Będę wam służył w tajności...
Beniowski zamyślił się.
— Ha, trudno!... Idź w spokoju! Ale namyśl się; możesz przysięgać bez komunji, dla innych, dla pozoru... Namyśl się!...
Kupiec nic nie odrzekł, nasunął głęboko futrzaną czapkę na oczy i wyszedł.
— Iwan Czurin!... — wyrzekł następny gość i, otrzepawszy starannie futro ze szronu i śniegu, postąpił krok naprzód.
Beniowski, który znów był usiadł, wstał, uścisnął go za rękę i podprowadził uprzejmie do ławy.
— Siadaj pan!... Ach, słyszałem, słyszałem!... Wszak to z bratem pana przypłynęliśmy z Ochocka!...
— A tak!... Opowiadał mi brat o panu dziwa!