Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   124   —

Młody człowiek umilkł i oczy w zakłopotaniu opuścił.
— Dlaczegóż to pan chce z nami się związać? Wszak pan zawsze z bratem może wrócić?
— Droga dużo kosztuje, zresztą brat... brat niewiadomo kiedy zpowrotem odpłynie...
— Jakto! słyszałem, że „Piotr i Paweł“ wraca do Ochocka natychmiast, skoro ruszą lody...
— Tak powiadają, ale czy brat... Zresztą... ja nie wiem, czy mogę do Ochocka... Oskarżyli mię, zupełnie zresztą niesłusznie, że utrzymywałem stosunki z... Ochotinym!...
— Z Ochotinym... z tym... ma-ry-na-rzem!?... — przeciągnął Beniowski.
— Tak. A prawdy w tem tyle, że hulaliśmy niegdyś razem, pili i grali w kości, kiedy on służył jeszcze u Krynicynych i w Ochocku, oraz tutaj zimy spędzał... Teraz mi z tego robią zarzut, a co ja winien jestem, że on się zmienił i przeciw władzy wystąpił... Byłem zawsze daleki od wszelkich buntów i teraz pragnąłbym jedynie spokojnie stąd odjechać.
— Widzi pan, wszyscy pragniemy tylko spokojnie odjechać, ale za to spokojne odjechanie czeka nas kara taka sama, jak za wszelkie inne nieposłuszeństwo. Czy pana brat wie o tem, że pan... tu poszedł?
— Broń Boże, mój brat bez tego ma z Admiralicją wielki kłopot, który niewiadomo jak się skończy. Umarłby z przerażenia, gdyby się