Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Uszedł z innemi, lecz opodal widać było, jak ich zwoływał, szykował, i do nowej walki zagrzewał.
Wojsko królewskie przedarło się wszakże już poza pierścień nieprzyjaciela i pełnym biegiem zbliżało się do chłopskich szeregów. Ci szykowali swoje proce i łuki, nadstawiali dzidy, gdy wtym Król wojsko zatrzymał, część jego zwrócił przeciw pozostałym w tyle hordom; reszcie kazał czekać, broń ku ziemi opuścić. Sam z małą kupką rycerzy, wysławszy naprzód heroldów, zbliżył się do powstańców.
— Słuchajcie, kmiecie, sołtysi i wójtowie... — zawołał, wyciągając rękę.
— Słuchajcie, słuchajcie!... — wrzasnęli heroldowie i zadęli w trąby.
Król dał ponownie znak, że chce mówić. Nastała cisza śmiertelna, przeraźliwa. Wszyscy czuli, że się wielkiego coś waży. Jeno zdała, niby głuche granie następującego potopu, dolatało wielogłose wycie Wilków i wrzawa bojowa ucierających się z niemi oddziałów.
— Słuchajcie, chłopi, przyznaję, żeście pokrzywdzeni, przyznaję, że panowie zabierali wam nieraz ostatni kęs, skazując na głód i nędzę... ale teraz... ojczyzna ginie!... Wszystko ginie... Ratujcie! Ratujcie kraj!
Głuchy pomruk przeszedł po chłopskich szeregach...
— A niech tam!... — wołali jedni. — Macochą była nam, nie matką!...
Te wołania jednak pokrył grzmot innych, coraz głośniejszych okrzyków.
— To prawda!... W pęta i nas wezmą!... Precz z Wilkami!... Hej!... Leśni djabli!... Na nich!... Bij, zabij!...
A ogromny Gomóła przypadł nagle do strzemienia królewskiego i zawołał głosem skruszonym:
— Daruj nam, Królu Panie i Ojcze nasz! My już sami chcieli na nich uderzyć, kiedy zobaczyli, jak oni krew naszą chłepczą!... My ich, drapieżników, dobrze znamy!... My ich nie cierpimy jak i wy...