Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie chcemy ich panowania!... A tylko obroń nas, Ty, Panie, od rycerskiego ucisku!...
Król, któremu łzy w oczach zabłysły, spojrzał na tysiące wzniesionych rąk, na rozgorzałe oczy, na pobladłe wokoło twarze... Zwrócił się do stojącego w ponurym milczeniu rycerstwa i, wyciągnąwszy ręce do nieba, zawołał:
— Przysięgam Wam, jako zwolnię niewolniki moje i uczynię w Państwie moim równość i sprawiedliwość!...
— Niech żyje Król!... Sława mu!... Hejże na Wilki!... Prowadź nas!... Prowadźcie nas, rycerze!...
Król natychmiast sprawił nowe szyki, przydzielił do chłopskich szeregów z obu stron konne rycerskie oddziały, z reszty swego wojska utworzył klin i puścił go przodem na zdumionych i zmieszanych obrotem sprawy nieprzyjaciół. Nietyle ich przestraszyło nieoczekiwane natarcie rycerstwa, z którym umieli już poczynać sobie zwycięsko, co ława zbrojnych chłopów, lecąca ku nim z szybkością chmury gradowej. Wódz Wilków kazał trąbić do odwrotu, ale było już za późno, szeregi chłopskie już ich dopadły, już zaczęły rwać i deptać ich, bić cepami, kosami, sękatemi maczugami, kłuć dzidami... Daremnie zastawiali się od nich Wilcy ostrym jak szpony żelazem, daremnie próbowali przerazić okropnym wyciem, chłopi choć gęsto padali, szli naprzód jak fala. Wkrótce przedarli, zniszczyli szyki Wilków, wdarli się w ich środek, niosąc wszędzie śmierć i przerażenie... Uciekającego naoślep nieprzyjaciela tępiła bez litości zabiegająca z boków konnica...
Zachodziło słońce, gdy Król wracał z wojskiem zwycięskim do zamku.
Stanął na wzgórku, z którego rano pole bitwy oglądał, i konia nawrócił. Równina jak okiem zajrzeć pokryta była białemi i ciemnemi plamkami poległych ciał. Tu i owdzie krwawiły się purpurowe, błękitniały niebieskie, złociły żółte płaszcze rycerstwa. Błyszczały w ukośnych promieniach słońca jak kupy zarzewia zbroje miedziane... Gasły