Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXVIII.

Panna Stanisława Nawrocka po widzeniu się z Wojnartem, tego dnia jeszcze wieczorem, wyjechała do Irkucka i wyprzedziła przybycie partji na dni kilka.
Na stacji zaniosła własnoręcznie do dorożki swoją małą walizkę i, zajrzawszy do notesika, kazała się wieźć na ulicę Bazarną, dom Wasiutina. Gruby obdarty dorożkarz o ciemnej, kosookiej twarzy burjaty nie śpieszył się; zanim zdjął ze łba konia parciany worek z obrokiem, zanim konia zahełznał, poprawił uprząż i wgramolił się na kozioł, upłynęła dobra chwila. Jadąc wzdłuż Głazkowskiego przedmieścia, ciągnącego się u stóp skalistych wzgórz, nie poganiał konia, bo, jak się tłumaczył:
— Tu wyboisto!...
Gdy zaś skręcił na długi łyżwowy most na Angarze, znowu objaśnił pasażerkę, że policja przez most prędko jeździć nie pozwala, kazał jej zapłacić mostowe i ruszył wolnym krokiem w szeregu wozów ciężarowych.
— I papierosów też palić nie wolno. Surowo wzbronione każdemu, bo bywają pożary!...