Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXI.

Za Tobolskiem parowiec, hucząc zwycięsko syreną, bijąc lekko i radośnie łopatami kół, skręcił w rozłożyste koryto Irtysza. Gwałtowny nurt porwał go i poniósł wraz z bezwolną barką. Wezbrana, skręcona w potwornych wirach, zbróżdżona prądami, lała się wprost na północ olbrzymia struga wody szarozielonej, jak nefryt, którego tajemnicze, przedwieczne kopalnie umieściła legenda u źródeł tej rzeki.
Daleko, daleko, z granic Chin, gdzie toną w burych piaskach pustyni górskie, zielone rozłogi śnieżnego Ałtaju i Tiań-szania, gdzie śpią cicho zawiane simumem wielkie ruiny miast nieznanych szlifierzy kamienia — stamtąd ona płynie!
Sine brzegi zamykały szybko swe zakręty za uciekającemi statkami, otwierając wzamian przed niemi szerokie wyloty, pełne blasku nieba i wody.
W miarę jak posuwali się ku kołu biegunowemu, chłodło powietrze i bladły noce. Zorze wschodu i zachodu zlewały się w jeden rumie-