Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wychażu adin ja na darog
Skwoź tuman kremnistyj put’ blestit,
Nocz ticha, pustynia wniemlet Bohu
I zwiezda z zwitzdoju gawarit.
W niebiesach torżestwienno i czudno
Spit ziemia w sijanji gałubom
Cztoże mnie tak bolno i tak trudno,
Żal czewo, taskuju-li a czom?

Później słodko i łagodnie jak echo rzecznego szmeru rozsnuła się dumka chóralna:

Oj, puszczu ja konyczenki w sadu
A sam pijdu neńki na poradu
Neńka mija,
Neńka mija...
Po sadoczku choo-ody,
Konyczeńka za powodija woody...

Potem znowu Leskow śpiewał solo Lermontowa:

Tuczki niebiesnyja, wiecznyje stranniki,
Stiepiu łazurnoju, ciepiu żemczużnoju
Niesiotieś wy, budto kak ja że izgnanniki...

Potem chór:

Na siewierie dikom stoit adinoko sasna...“

Następnie:

Wijut witry, wijut bujni, aż derewja hnutsia...“