Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Acha, Somow!... Ty, jako „rozbójnik pióra“, nie odmówisz pewnie, wypijesz sam i poczęstujesz innych, co?... Składam w twe ręce drogocenny napój!... Dwa rubelki butelczyna, pamiętaj!...
Somow roześmiał się, aż mu błysnęły białe zęby w szerokich ustach.
— A no cóż: dawajcie!... Wzorem Jermaka wezmę wszystkie narody, aby stopiły się w słowiańskiem morzu!... Za zdrowie Sybiru, tego cudnego tygla rosyjskiej narodowości!... Zgoda!? Co?... Chodźcie Polacy, Szwedzi, Ukraińcy... Wszyscyście tu szczęśliwie zostali Rosjanami ku własnemu i powszechnemu ukontentowaniu!... Wszyscy wypijemy za zdrowie Jermaka! — zwrócił się patetycznie do obecnych.
— Rozumie się, rozumie się!... Żadnych wyjątków!... Parfaitement!... — mruczał podchmielony Dobronrawow.
— Ale jedna to za mało na tylu!... — zawołał szewc Gorainow.
— Będzie więcej, będzie więcej!... To na początek!... Zresztą na niektórych stacjach można kupić w bufecie! Żołnierzykowie obiecali, że przyniosą... Wszystko wolno!... Ten oficer dobry jak Bóg Ojciec!... Sam ma nos czerwony i rozumie, że tyle naszego, co użyjemy w tej drodze!... Wytłumaczyłem mu! Łatwośmy się porozumieli, gdyż on również z duchowieństwa — syn popa!... Dobrosduszność wcielona!... Taki Parfaitement!... Nie chmurz się przyjacielu, wszystko będzie dobrze!... W Tiumeniu