Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja też tak myślę, ale uspokój się, bo to tak dłużej teraz już nie może być... Kogo jednak wybrać?... Może Wolskiego? Co?...
— Phy! — roześmiał się Odesskij. — Tobie zawsze żarty w głowie!...
— On wcale nie gorszy od tego Polaka, on nawet lepszy, bo on nie wie czego chce, a my wiemy...
— My o tem pomyślimy. Jest czas, bo teraz najtrudniejsze są miejsca podróży: Perm, Tiumeń, kolej żelazna. Niech ten Wojnart to wszystko zrobi. To jak znowu siądziemy na parowiec na Obi, można będzie go zwalić i wybrać nawet kogo z naszych!... Co, jak myślisz towarzyszu?
— Ja myślę... — odszepnął Butterbrot — że już teraz trzeba go zwalić, że trzeba wybrać na te trudne miejsca Dobronrawowa, to jak on wszystko popsuje, jak będzie trochę głodu i nieporządku, wtedy my swojego wybierzemy, a jak wszystko się poprawi, bo poprawią się warunki, to on wygra! Hę?!
— Masz kiepełe, Butterbrot, a ja myślałem, że ty już całkiem od nas odszedł!
— To ty wiedz, że ja odszedł, że ja jestem szczery rewolucjonista i nic nie zrobię przeciwko międzynarodowemu proletarjatowi! Ten Wojnart to nacjonalista!...
— Ja też jestem nacjonalista!...
— Nie, ty nie jesteś nacjonalista, a jak to mówisz, to jesteś poprostu głupiec... Może