Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Butterbrot jakby nie słyszał tych śmiechów, żartów i przycinków, wypowiadanych po polsku, rusińsku i rusku, poprawił binokle, wyprostował się i zaczął głośno i dość płynnie:
— Towarzysze! Onegdaj został dokonany gwałt niesłychany, skandal publiczny przez polskich i rusińskich nacjonalistów nad ogółem więźniów politycznych. Nie dopuszczono naszego chóru do odśpiewania pieśni rewolucyjnych, jakiemi należało przywitać miasto Kazań, aby zamanifestować przed zebraną publicznością nie słabnącą nigdy rewolucyjną bojową energję międzynarodowego proletarjatu. Bez względu na to co z nami czynią carscy siepacze winniśmy byli wykazać, że stoimy dalej niezłomnie na klasowem proletarjackiem stanowisku oraz jedności robotników całego świata. To było godne rewolucjonistów. Zamiast tego, co się stało? Drobno-burżuazyjna pe-pe-es zrzuciła maskę i w połączeniu z jawnie już reakcyjnymi en-zet-erami, zaczęła beczeć swoje szlachecko-mieszczańskie melodje... Chór został zmieszany i o mało nie doszło do bójki... Mówię o mało, gdyż chcę być objektywny, lecz w gruncie rzeczy doszło do bójki, gdyż sam dostałem kułakiem w bok, choć stałem na stronie. Inaczej być nie mogło, gdyż polski szowinizm wywołał rusiński szowinizm, jak zawsze w takich razach bywa, a od tego ucierpiała sprawa robotniczego proletarjatu... Trzeba więc... towarzysze, abyśmy się naradzili i przedsięwzięli środki, aby nie