Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem uczynił się ruch, gdyż polscy robotnicy rzucili się z pięściami na kupkę śpiewających Rusinów i Żydów. Wielkorusi próbowali „interwenjować“.
— Skandal! Poskromić ich!...
— Ręce precz!... — wołali Żydzi. — Gadajcie co chcecie, ale z pięściami precz!
— Tak, tak!... Wara z kułakami!... Wolność słowa!...
— Biją się! Polacy zaczęli!
— Nie dopuścić!... Związać!... Konwój zaraz przybiegnie!
— Publiczność patrzy!...
— Wstyd, wstyd!... Niesforni!... Hańba... Wstrzymajcie ich!... — wołały ztyłu kobiety.
— Niesłychane!...
— Wstrzymajcie się, niepoczciwcy!...
Próbowano rozdzielić zapaśników, ale namiętności już rozgorzały; marynarz Łyzoń wyciągał groźnie potężną pięść i wołał na towarzyszy:
— Ostapenko, Bondarenko! Baczite chłopci!... Wże, wy toho maleńkawo złodija a my toho dlinnaho! Dobre!...
Już dopadli do siebie poprzez szeregi rozstępujących się rozjemców, gdy zjawił się z rozpostartemi rękami Wojnart:
— Na Boga!... Co robicie!?... Wszystkich zaraz zakują w ręczne kajdany!... I za co?! Za wzajemną bójkę!... Fe!... Wstyd! W obliczu