rządne, zwięzłe szeregi. Nie było to rzeczą łatwą; raz wraz któraś z przesłanek płatała figla, wysuwała się z rzędu jak szydło, kłuła sąsiadki lub odskakiwała w stronę zupełnie przeciwną, psując i wywracając wszystko po drodze, jota w jotę jak tam w Mongolji, lecz myśli jego były jednak teraz i dłuższe i porządniejsze i lepiej trzymały się przedmiotu niż dawniej. Zrozumiał, że rozmyślanie jest ciężką, mozolną pracą, że mózg ludzki jest narzędziem niedoskonałym; ale jednocześnie poczuł wielki urok tego zmagania się z sobą, z tłoczącym myśl ciężarem materji.
Rozmowy z Szań-jao nie przeszły jednak bez śladu. Młodzieniec nie ustąpił, nie zniechęcił się, postanowił rozmyślać dalej samodzielnie i sięgnąć do źródła:
— Określmy przedewszystkim, co to jest przemoc. Z określenia wysnujemy wnioski. One wyprowadzą nas z labiryntu. A więc zaczynajmy. Co to jest przemoc?
— Przemoc jest to narzucenie komuś gwałtem wstrętnych mu czynów, pojęć, uczuć lub obowiązków... — powiedział po namyśle.
Powtórzył określenie głośno raz i drugi, ale wniosków nie śpieszył się robić. Wydało mu się jakieś długie, gadatliwe i w dodatku... nieścisłe.
— Naprzykład, jeżeli ktoś — mię kocha i nie może wytrzymać, jeżeli do niego nie mówię, a ja zaczynam milczeć, odwracam się od niego za to, że on zrobił coś, co mi się nie podobało. Czy to będzie przemoc, czy nie? Chyba nie, bo przecież nie użyłem siły, bo w takim razie nawet spory i dysputy są niemożliwe, niczego dowodzić i nikogo przekonywać niewolno...
Znowu dokoła spiętrzyły się chmury sprzeczności.
— Przypuśćmy więc, że dla jasności wyrzucamy
Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/213
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.