Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O tak, świat jest o wiele większy, niż widzą nasze oczy... Gniewasz się?... Nie przyjdziesz już?... A więc chciałbyś, abym mówił ci to, czego nie myślę?
Młodzieńcowi żal się zrobiło stosunku z buddystą.
— O, nie! Owszem... przyjdę.
Mnich przyglądał mu się uważnie:
— A czy ty wiesz, jak wybawić od mąk tych, co umierają niby drzewo usychające?
— Nie wiem...
— I ja nie wiem. Wiem tylko, jak zbawić siebie... Fo oddał swe ciało na pożarcie głodnym tygrysom, ale nie uważał za słuszne zamieniać je w gołębie...
Rozstali się napozór przyjaźnie, ale gdy nazajutrz Brzeski przyszedł do posągu, nie zastał na ławeczce starego Szań-jao. Uderzony niemile, czekał i rozmyślał, czym mógł dotknąć staruszka. Następnie rozważał, czy wogóle człowiek ma prawo narzucać innym to, co uważa za dobre albo za zbawienne.
— Każdy powinien sam dojść do wszystkiego. Wtedy będzie miał trwałe przekonanie. I nietylko ludzie ludziom lecz i ludy ludom winny dostarczać jedynie pożądanych przez nich przedmiotów, urządzeń, idei. A dowiadywać się o tym można będzie chyba przez... powszechne głosowanie!
I znów długo rozważał, czy jego postanowienie nie czyni czasem w czymkolwiek szkody ludzkości.
Myśli ciemne, zawiłe, przestrzelone krótkiemi lotnemi wyrazami bez związku, urywki przeczytanych lub posłyszanych zdań, własne, trochę przydługie i naiwne pomysły, oblegały umysł chłopca jak chmury jesienne. Siedział skupiony, zadumany pod festonami zwisłych nad ławeczką pnączów i silił się ustawić rozumowania w po-