Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nącej przed bóstwem, żółty habit i żółta pomarszczona twarz duchownego majaczyły w cieniu zwieszających się gałęzi, jak dziwadło, a głos przyciszony pouczał młodzieńca:
— Droga przed każdym otwarta. Ale przedewszystkim trzeba zapragnąć celu. Zapragnąwszy celu, należy wybrać środki. Wybór środków darzy umysł spokojem. Spokój umysłu pozwala osiągnąć spokój ducha, którego nic już zmącić nie może. W niezmąconym spokoju ducha można już rozważać i sądzić o istocie rzeczy. Rozważanie zaś istoty rzeczy prowadzi do doskonałości...
— Tak, właśnie, ale cel? Jaki cel tego?
— Poczuć w sobie Boga.
— To dla mnie, a dla innych?
— Każdy może, droga otwarta.
Młodzieniec trząsł głową.
— Nie, nie każdy...
— W samym dążeniu jest rozkosz.
— Oni są słabi, ciemni i... bardzo ubodzy...
— Ci są bliżsi Boga, niż inni...
— Tyle bliżsi, co nieme usychające drzewo... Odejść od nich niewolno.
— Wasz Je-su słusznie słynie jako Wielki Nauczyciel, ale był tylko młodszym bratem Boskiego Fo...
— Poco, ojcze, zaczepiasz Je-su?!
— Bo zamyka oczy na prawdę. Niesie niepokój zamiast wyzwolenia.
— Je-su?... Je-su sam jest Bogiem!
— Bóg jest jeden dla ciebie, dla mnie i dla najmniejszego robaczka!
Brzeski wstał.
— Późno już, gwiazdy płoną na niebie.