Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jakutów. Na kominku ogień parskał i sykał, a za przegrodą chrzęściły mięte przez dziewczęta skóry. Przeczuwałem, że cisza owa źle się skończy; rzeczywiście wkrótce wybuchła burza. Wywołał ją parobczak, przezwany „Szmatą“ dla swego niedołęstwa. Włócząc się z kąta w kąt od samego rana, przewrócił wreszcie wiaderko i wylał wodę. Ta „kropla“ przepełniła czarę. Wszystkich oczy zaiskrzyły się, a twarze pobladły.
Przelękły „Szmata“ próbował spędzić winę na Michajłę, który zgubił szukany przez niego rzemień. Michajło w odwet przypomniał Szmacie przeszłoroczne grabie. Zwada wszczęła się na dobre. Języki obracały się z szybkością młyńskich kół, wyrzucając obelgi i przycinki, na tle których groźne okrzyki gospodarza grzmiały jak trąba archanioła. Gospodyni nie zaniedbała też wyjść ze swego ukrycia i wziąść udziału w szermierce z właściwą kobietom całego świata zapamiętałością. W jurcie zaszumiało nagle, jak w zmąconym ulu. Gospodarz twierdził, gospodyni przeczyła, parobcy wymyślali sobie, dziewczęta wydawały wojenne okrzyki, zbudzone dziecko płakało w kolebce, a cielęta beczały, odpowiadając na przeciągły, gruby ryk krów, które, wieczór przypędził pod drzwi domostwa. Ten ostatni wypadek wpłynął znacznie na osłabienie hałasu, wycofując z walki żywioł kobiecy i byłby go może zupełnie zażegnał, gdyby gospodarzowi nie przyszła