Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

minku palił się jakoś leniwie, zdławiony kłębami sinej pary, krążącej po izbie.
A izba była maluczka: wzięła ona z otaczającej ją pustyni nie więcej nad cztery kwadratowe sążnie przestrzeni; ukośne ściany, ułożone z postawionych prostopadle, a z kory oczyszczonych pni modrzewiowych. zmniejszały jeszcze jej objętość, zwężając u góry. Płaski, zbudowany z takichże belek dach zawisł tak nizko nad głowami mieszkańców, iż jeden z nich, Michajło, tęgi parobczak, u maleńkiego okienka rozplątujący pęk sieci, trącał o pułap kędzierzawą czupryną.
Środkiem izby szła przegroda z desek ciosanych toporem, dzieląca ja na dwie równe połowy: prawą — męską i lewą — żeńską. U słupa, stanowiącego jej zakończenie, twarzą zwrócony do ognia, z rękami założonemi na prawe kolano siedział i palił fajkę Kyrsa[1], mój gospodarz, niemłody, lecz czerstwy jeszcze Jakut, zamożny i niezależny pan pracujących parobczaków, właściciel domostwa, mnogich sieci, zwierząt i sprzętów, oraz trzech kobiet: jednej żony i dwóch córek. Młodsza była już sprzedana, lecz mieszkała u ojca, ponieważ umówiona za nią suma nie została jeszcze w zupełności przez kupującego wniesioną.

W izbie panowało głębokie milczenie, rzecz dość niezwykła w miejscu, gdzie znajduje się kilkoro

  1. Biały lis — przezwisko.