Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nagle do głowy szczęśliwa myśl dodania jeszcze czegoś, wówczas, gdy już wszyscy umilkli.
Słowo to pękło niespodzianie, jak spóźniona po walce bomba i wywołała tak straszną wrzawę, iż krowy i cielęta umilkły, wylękły wiatr ucichł, chmury uciekły, a ja ujrzałem złoty promień słońca, który przekradłszy się przez dziurę pęcherza w oknie, wpadł nagle do wnętrza naszej ciemnej, brudnej, hałaśliwej budy. Figlarny, wesoły spoczął błyszczącem kółeczkiem na siwej, wystrzyżonej głowie mego gospodarza, przed którego nosem właśnie w tej chwili sterczała ogromna, ułożona z palców jego żony „figa“.
— Ot tobie!! Zjedz!! Na!! — krzyczała rozgniewana, lecz zawsze piękna „Kiumiś“.
Figa coraz bliżej przysuwała się do rozwartych ust nieszczęśliwego.
Co się stało dalej? Czy Kyrsa pomścił w sposób godny mężczyzny tę największą zniewagę, jaką tylko może zrobić Jakutowi kobieta? Czy i tym razem okazał się „żoną swej żony“, babą, niedołęgą, jak go nazywali sąsiedzi, i nie wybił zębów, nie połamał żeber tej skrzętnej kobiecie, pracą której żył i bogacił się? Nie wiem, gdyż przewidując upadek mego przyjaciela, w którym miłość dla żony zawsze zwalczała poczucie obowiązku, a nie chcąc być świadkiem jego porażki, schwyciłem za broń i wyniosłem się z chaty.
Wiatr ucichł, powłoka chmur pękła i rozsuną-