Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przednich nóg wielbłąda, zmusił go do uklęknięcia.
Zsunąwszy się z plecionego krzesła, mającego kształt kosza, podszedł do grupy pozostałych trzech zwierząt, postękujących bezustannie.
Przez chwilę patrzał na nie w milczeniu.
— El Terim postąpił jak zwyczajny oszust, sprzedając mi te zdychające zwierzęta! — syknął ze złością. — Skoro powrócę do domu, a spotkam tego parszywego psa, wybiję mu cztery przednie zęby, aby na drugi raz nie ośmielił się zadrwić z Ibn Tassila.
— Prawdę rzekłeś, o, Ibn Tassil — ozwał się jeden z poganiaczy, nie przerywając roboty — Zwierzęta są liche, a El Terim jest zaprawdę parszywym psem, jak go twoja mądrość raczyła nazwać!
Towarzysz jego podniósł śmiejący się wzrok na chmurnego Ibn Tassila.
— Że El Terim jest oszustem, to wszystkim wiadomo, i wart za swe złodziejstwa ponieść zasłużoną karę, ale jakżeż, panie, potraficie mu wybić cztery zęby, skoro on ma tylko wszystkiego dwa i to do połowy zmurszałe? — mówił, błyskając wesoło białkami oczu.
Arab pogładził poważnym ruchem dłoni rozłożystą brodę i, jakgdyby przyznając rację poganiaczowi, potrząsnął groźnie po kilka kroć trzymanym w ręku biczem, dając tem samem poznać,