Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się z jej piersi — To tylko powiem, że gdy znajdziesz to, czego szukają mój ojciec i El Terim, Dżailla... umrze! Tak... umrze... bo nigdy nie zgodzi się zostać żoną El Terima! — wyszeptała, zasłaniając twarz połą burnusa, aby ukryć łzy, wypływające drobniutkiemi perełkami z pod zaciśniętych kurczowo powiek.
Żałyński milczał, miotany żalem i niepokojem, Słowa dziewczyny, dziwne, a jednak tchnące rzeczywistą prawdą, wzruszyły go głęboko i zastanowiły zarazem. Jaki związek może mieć ów głupi, wylęgły zapewne z fantazji Arabów strumień z losem Dżailli? Czemu term in oddania jej El Terimowi uzależniony jest od momentu natrafienia na źródło? A skarb? Czyżby rzeczywiście odnalezienie tego strumienia było tak drogocenne dla obu Arabów, że byłoby to równoznaczne z natknięciem się na jakiś legendarny skarb? A przestrach Dżailli, gdy wymówiła niebacznie to słowo?
Nadaremnie usiłował rozplatać ów splot zagadek, jakie w ostatniej chwili stanęły przed nim.
Rozmyślania jego przerwał cichy szept.
— Idź już, „inglesi“, gdyż mogą zwrócić uwagę na naszą rozmowę i będą nas później strzegli, abyśmy nie zostali sami! — prosiła dziewczyna — A Dżailla tak pragnie jeszcze mówić z tobą... tak pragnie...
Żałyński momentalnie oprzytomniał. Dziew-