Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wynosiła niespełna trzy do czterech centymetrów. Po dokładniejszem przyjrzeniu się Żałyński doszedł do przekonania, że tabliczka zrobiona jest ze złota.
— Dostrzegam tutaj jakieś znaki, lecz niestety, nie mogę ich odcyfrować — rzekł wreszcie, podnosząc wzrok na Arabów.
Ibn Tassil poruszył się żywo.
— Szlachetny cudzoziemiec pozwoli, że pomogę mu w tem! — rzekł, przysuwając się bliżej ku Żałyńskiemu. — Oto... czy widzisz, panie, tę linję... o... tę? — pytał, wodząc palcem po tabliczce — To jest zatoka Akaby... a tu, mniej więcej, leży El — Barrar, które w czasach, gdy rylec pokrył tę tabliczkę znakami, nie istniało jeszcze na świecie. A tu, zwróć, panie, uwagę na tę krętą linję, biegnącą od tego miejsca, gdzie dziś El — Barrar, ku górze, tu był niegdyś strumień, który złe moce zniszczyły, jak widzisz, panie, strumień ten wypływał z gór Synaj... o... te kreski — to właśnie one. W tych kreskach ginie linja, oznaczająca strumień, który... ty, panie, dopomożesz nam odnaleźć, przy czem pomoc miłosiernego Allacha niechaj będzie z tobą! — uroczystym zwrotem zakończył swe objaśnienia Arab, prostując się i jakgdyby dla błogosławieństwa wznosząc ręce ku górze.
Żałyński po pewnej chwili musiał przyznać słuszność słowom Ibn Tassila. Nikłe linje, prze-