Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zawsze twierdziłem, że jesteś wspaniałomyślny jak padyszach! — mówił z wylaniem Ibn Tassil, ściskając mocno jego dłoń. — Niechaj oko Allacha czuwa nad tobą!
— I nad tobą też, albowiem jesteś zacnym człowiekiem, jakiego trudno znaleźć w całej Arabji! Zostań w spokoju! — odwzajemniał się za komplement El Terim.
Niedawny przeciwnik jego przyłożył dłonie do czoła na znak uszanowania i zgiął się w ukłonie.
El Terim, skinąwszy poważnie głową, odszedł powoli, przeprowadzany przez gawiedź.
Ibn Tassil patrzył przez chwilę nienawistnym wzrokiem za oddalającym się, poczem splunął z pogardą i, ująwszy Dumesnila pod rękę, powiódł go na spoczynek do izby, sąsiadującej z izbą rannego