Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jedzą, żebraku! Zabieraj swoje zdychające zwierzęta i zwróć moje pieniądze!
— Szejtan pomięszał rozum twój, który i tak zawsze był słaby! — wrzeszczał El Terim, szamocąc się z nim. — Ja mam ci oddać pieniądze! O, padlino owcy, zdechłej zeszłego miesiąca na zaraźliwą chorobę! A gdzież były twoje oczy, gdyś kupował ode mnie szlachetne zwierzęta?
— Niechaj wszechmocny Allach dotknie trądem i ślepotą wszystkie twoje żony! Jeśli nie chcesz zwrócić pieniędzy, które ukradłeś, to dodaj mi tego osła, którego targowałem zeszłego tygodnia!
El Terim zamyślił się.
— Osioł sam więcej jest wart niż — te wielbłądy, które ci sprzedałem! — mruknął, gładząc dłonią bródkę. — Dobrze, dam ci go, abyś znał łaskawość moją, ale mi dopłacisz cztery szekiele!
— O, Allach! Ten oszust żąda cztery szekiele za osła, którego chcę wziąć tylko z litości, aby nie zdechł z głodu u ciebie! — wrzeszczał Ibn Tassil, wznosząc w oburzeniu ręce ku górze. — Dam dwa! — dorzucił po chwili spokojniejszym znacznie tonem.
— Trzy! — upierał się El Terim.
— Nie... dwa! Przecież oszukałeś mnie na wielbłądach!
— Niech będzie dwa! — zgodził się wreszcie El Terim i wyciągnął dłoń ku przeciwnikowi.