Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jest również to, że znalazł się pod twoim gościnnym dachem, gdyż samo powietrze, płynące z twego wspaniałego ogrodu, uleczy go lepiej niż wszystkie moje leki.
I poczęli obaj kiwać się ku sobie w ukłonach, aż Dumesnil omal że nie parsknął śmiechem, patrząc na ich poważne miny.
Na dany przez starszą kobietę znak Ibn Tassil zaprosił Dumesnila i lekarza do izby gościnnej, gdzie na niskich stolikach przygotowany był posiłek.
Przy rannym pozostał jeden z synów gospodarza.
Kolacja widocznie z racji gości i powrotu Ibn Tassila z długiej wędrówki była obfita.
Prócz wędzonego i suszonego mięsa podano cały udziec barani, potem jakieś mięso, krajane w drobne kawałeczki, podlane obficie ostrym sosem, następnie zaś placuszki jęczmienne z miodem, suszone figi i daktyle.
Wygłodzony Francuz, spokojny już teraz o przyjaciela, nie dawał się prosić gospodarzowi.
El Terim jadł powoli, zachwalając głośno każdą potrawę i gładząc się z rozkoszą po brzuchu.
Tradycyjna kawa i fajki stanowiły zakończenie uczty, której przez rozwarte drzwi i okna przyglądał się liczny tłum gawiedzi, ciekawej wyglądu człowieka, który według opowiadań poganiaczy „spadł z nieba“.