Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przytuliła się doń mocniej.
— Przysłowie nasze mówi: — „Łatwiej podzielić się z kimś ziarenkiem maku niźli sercem ukochanej osoby“.
Przeciągnął pieszczotliwie dłonią po jej kruczych włosach.
Poczęła łkać cicho, ukrywszy głowę na jego piersiach.
— Czemu płaczesz, Dżaillo? — pytał, zaniepokojony, unosząc głowę dziewczyny i usiłując zajrzeć w jej oczy.
Pełne były łez, lśniących w świetle latarki, padającem na jej twarz.
— Czemu płaczesz? — powtórzył, tuląc ją do siebie.
— Pragnę, abyśmy wyszli stąd jak najprędzej... ale sercem mojem targają dwa uczucia, niezgodne z sobą. Tutaj należysz tylko do mnie... Wiem, że nikt nie wtargnie do tych podziemi, aby cię oderwać ode mnie... a tam... mogę cię stracić na zawsze! Tutaj... śmierć razem z tobą, a tam... życie bez ciebie! To ostatnie gorsze od śmierci! — szeptała, utkwiwszy zamglone źrenice w czarnej caliźnie skalnej ściany.
Objął ją ramieniem i przytulił do siebie.
— Nie mów tak, Dżaillo! Wiesz, że cię kocham i nigdy nie opuszczę! — rzekł zdławionym przez wzruszenie głosem.