Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z chwilą, gdy natrafisz na miejsce skarbu, wyjawię ci tajemnicę mojego rodu i gotowa jestem nawet okazać ci pomoc przy owładnięciu skarbem! — przyrzekała, oddychając szybko.
Lekarz stropił się.
— Dopiero wówczas wyjawisz mi swą tajemnicę? — rzekł zawiedzionym nieco tonem.
— Dopiero wówczas! wcześniej nie mogę! Nie żądaj ode mnie zbyt wiele, El Terimie! — odparła z mocą.
Namysł lekarza trwał krótko.
Wyczytał z twarzy dziewczyny, że dalsze przeciąganie struny może grozić jej zerwaniem. Znał dobrze dumę i upór kobiet rodu Tadż-el-Feher i zrozumiał, że należy skorzystać z nadarzającej się sposobności.
Podniósł przeto poważny wzrok na Dżaillę i zapytał uroczystym tonem.
— Czy gotowa jesteś przysiąc na prochy swej matki, oby spoczywała na łonie Allacha, że dotrzymasz słowa?
Dziewczyna wzniosła swe dłonie ku górze.
— Na święte prochy matki mojej przysięgam, że z chwilą odnalezienia przez El Terima skarbu wyjawię mu tajemnicę mojego rodu i okażę mu pomoc, jaka tylko leżeć będzie w mych siłach! — mówiła głośno i powoli.
El Terim skinął głową z zadowoleniem.
— Takiej przysięgi nie złamie nietylko kobie-