Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Allacha nie oświeciła twych myśli, abyś stała się posłuszną woli mej, jak przystoi być posłuszną temu, którego żoną niebawem zostaniesz — ozwał się lekarz, nadając swemu chrapliwemu głosowi brzmienie łagodności.
Dziewczyna milczała, nie zdradziwszy najlżejszym nawet ruchem powiek, że słowa jego dotarły do jej uszu.
Po śniadem obliczu Araba przebiegł nagły płomień gniewu.
Przemógł się jednak i ciągnął dalej tym samym tonem.
— Nieposłuszeństwo względem starszych smuci Allacha tak samo, jak najcięższy grzech! Upór twój o, Dżaillo, nie zyska błogosławieństwa ojca niebios i ziemi! Przyniesie ci on jedynie pogorszenie losu, który ja, jako miłujący cię całą duszą, pragnąłbym...
Umilkł nagle, dostrzegłszy, że z pod wzniesionych powiek dziewczyny wybiegły ku niemu dwa błyski nienawiści i pogardy.
— Zamilcz, nędzniku, i nie wzywaj Allacha, aby sprawiedliwe nieba nie poraziły gromem twej plugawej postaci! — przemówiła Dżailla wyniosłym tonem.
Skłonił nisko głowę, jakgdyby uderzony jej słowami, i milczał widocznie zmieszany.
Lecz rychło odzyskał snać panowanie nad so-