Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieszczęścia! — akcentując dobitnie każde słowo, ciągnął Żałyński, kładąc swą dłoń na kolanie Araba.
Ten zmieszał się nieco.
— Co chcesz powiedzieć przez to, panie? O jakiem nieszczęściu mówisz? — bełkotał, nadaremnie usiłując ukryć niepokój, jaki wypełzł nagle na jego oblicze.
— Dawno znasz El Terima? — zapytał surowym tonem Żałyński, nie odpowiadając wprost na jego słowa.
Arab drgnął lekko.
— Jego? Od czasu, gdy wprowadziłem pod swój dach Taisę jako żonę.
Żałyński spojrzał nań pytająco. Słowa Araba wydały się mu nieco dziwnemi.
Ibn Tassil dostrzegł to.
— Wytłumaczę ci, panie, zaraz moje słowa. Taisa była wnuczką sławnego Tadż-el-Fehera...
— Kto to był ten Tadż-el-Feher? — przerwał Żałyński jego słowa pytaniem.
— Emir Tadż-el-Feher to właśnie ten książę z Lechistanu, o którym już mówiłem ci wczoraj, panie! — odparł Arab.
— Rzewuski! — krzyknął Żałyński.
Ibn Tassil ucieszył się.
— O tak... tak właśnie nazywał się emir w swej ojczyźnie! Tak właśnie... ale to trudno wymówić... Dżailla potrafi... ja nie! Otóż szlachetny