Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

głęboki ukłon siedzącemu u wierzchołka stołu Mikado i, wyczerpany nieco czytaniem, opadł ciężko na fotel, nastała długa chwila ciszy, Spojrzenia wszystkich, tak uczonych, jak i dostojników państwowych, zwróciły się, jak jedno, ku postaci młodego cesarza, na energicznem obliczu którego rysowała się wyraźnie troska.
Cesarz dumał przez chwilę, wsparłszy na dłoni pofałdowane głębią myśli czoło.
Wreszcie podniósł głowę i spojrzeniem swych ciemnych, stalową wolą błyszczących oczu obwiódł twarze zebranych.
— Wszystko to, cośmy przed chwilą tutaj słyszeli, upoważnia nas do męskiego postawienia sprawy! — przemówił, akcentując dobitnie poszczególne słowa — Grono uczonych, będących chlubą i dumą Nipponu, przez usta czcigodnego profesora Sorai-no-Nihon przedstawiło przed naszemi oczami smutny obraz przyszłości, jaka oczekuje ukochany nasz kraj, który oby trwał i kwitł wiecznie! Dzisiejsza narada nasza ma zadecydować jedną, najważniejszą ze wszystkich innych sprawę! Oto, czy mamy czekać z założonemi rękami na koniec naszych wysp i na koniec swój, czy też uratować od zagłady sławny i bóstwom miły naród japoński, aby żył nadal?