Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szeptem, przerażonem spojrzeniem zawisając na jego ustach.
— Śpi! — szepnął lekarz, ujmując go pod ramię i wiodąc ku drzwiom.
— Dałem jej na sen — mówił, gdy znaleźli się w holu — Te ciągłe ataki i omdlenia wyczerpały ją tak dalece, że na serjo obawiam się o serce. Zwłaszcza, że zawsze z niem nie było zbyt dobrze! Ale... sen powinien ją uspokoić nieco... i najważniejsze to, że, śpiąc, nie myśli o tem!
Usiadł w fotelu, zapalając papierosa.
— Niepokoi mnie również i ciągły, chociaż powolny jak dotąd, wzrost temperatury. — Obawiam się dla niej zapalenia mózgu... nie przetrzymałaby tego z pewnością! — ciągnął dalej, trzęsąc siwiejącą głową — O jakim to samolocie wspomniała chora? — zwrócił nagle zaciekawiony wzrok na Wyhowskiego.
Ten w krótkich słowach zaznajomił go z projektowanym przez siebie lotem poprzez oba bieguny.
Lekarz spojrzał na niego z podziwem.
— Hm... piękny zamiar, chociaż niezbyt bezpieczny! — rzekł, kręcąc głową. — Ale lot Orlińskiego na przestrzeni Warszawa — Tokio dowiódł, że wy, Polacy, czujecie się