Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz natychmiast po przestąpieniu progu holu zrozumiał, że wieść o nieszczęściu zagościła już w domu.
— Panie... panie! Takie nieszczęście! — wyjąkała spotkana przezeń garderobiana, spiesząca z miednicą pełną lodu w stronę sypialni lady.
— Skąd wiecie? — rzucił Wyhowski.
— Pani Athow przyniosła tę wieść! I ona też... oh... biedne obie! — wyjaśniła przerywanym przez łkanie głosem.
— Lady? — zapytał cicho, z niepokojem spoglądając na niesiony przez dziewczynę lód.
— Ach... panie... coś strasznego! Lady zemdlała zaraz po pierwszych słowach pani Athow i nie mogliśmy się jej zupełnie docucić! Myśleliśmy, że umarła! I nic dziwnego, bo gdzież... taki cios! — szepnęła, idąc wraz z nim ku drzwiom sypialni Amy — Dopiero wezwany lekarz zdołał wyrwać ją z omdlenia... ale i to nie na długo! Po pewnym czasie zemdlała powtórnie! I teraz też znowu! Ach, panie, ona z pewnością nie przeżyje tego!
— Zawiadom lekarza, że czekam tu na niego! — szepnął, gdy znikała za drzwiami.
Zatoczył się jak pijany na fotel, czując, że poczyna go ogarniać coraz większe zmęczenie.