Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przymknął oczy, opierając się o wezgłowie fotelu.
— Zasnąć! Zasnąć i nie widzieć tego wszystkiego! — marzył, nadsłuchując stłumionych głosów, dobiegających z sypialni.
— Bezwarunkowo... nie przeżyje tego! — powtarzał w duchu, myśląc o Amy — Ona... taka wrażliwa... a w dodatku cierpiąca nieco na serce! Psiakrew... tragedja! — zaklął, czując, że na wspomnienie o śmierci Amy jakiś dziwny bolesny skurcz chwycił go za gardło.
Szelest kroków zbudził go z zadumy.
— Lady chce mówić z panem! — szepnęła taż sama garderobiana.
Jedno krótkie spojrzenie wystarczyło mu, aby skonstatować, że życie Amy wisiało na włosku. Przeraźliwie blada, o zapadniętych oczach, oddychając śpiesznie, jak gdyby rozwarte jej usta z trudem łowiły powietrze, czyniła wrażenie chorej, której niewiele się już od życia należy.
Na szelest kroków Wyhowskiego podniosła nań wzrok, który zdawał się być szklistym i mętnym zarazem.
Przez chwilę patrzała milcząco, jak gdyby nie poznając go.
— Edward... — szepnęła wreszcie.
Wyhowski spuścił głowę, unikając jej wzroku.