Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak... zaczyna się!
— Ciekaw jestem, komandorze, jakiego zdania jest Admiralicja o tych wszystkich kataklizmach przyrody, jakie od pewnego czasu poczęły występować w zastraszającej liczbie. Jak tłumaczą te sprawy ci wszyscy ludzie nauki, z których spostrzeżeń, jak wszystkim to dobrze wiadomo, korzysta szczodrze kierownictwo waszej potężnej marynarki? — mówił Wyhowski, przypomniawszy sobie opowiadanie jednego z lepiej znanych mu lotników marynarki angielskiej o istnieniu samodzielnego wydziału przy Admiralicji, zajmującego się specjalnie śledzeniem ruchu naukowego wszechświata i skrupulatnem notowaniem wszystkich wyników twórczej pracy umysłu ludzkiego.
Komandor milczał przez chwilę, jak gdyby zastanawiając się nad słowami swej odpowiedzi.
— Niestety... muszę przyznać, że nie mamy jeszcze w tych sprawach jasno określonego zdania — odrzekł wreszcie — Wyniki spostrzeżeń, poczynione na północy przez pańskiego kuzyna i jego towarzyszy, zapewne rzuciłyby sporo światła na to wielkie zagadnienie, lecz, na nieszczęście, cenne bezwątpienia rezultaty ich pracy zginęły wraz z nimi!