Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyhowski zerwał się ze snu na dobre dwie godziny przed wyruszeniem.
Zlustrował już auto, ogolił się i teraz przemierzał niecierpliwymi krokami dolną część holu, myśląc z niepokojem, że, jak zwykle, pani Daisy napewno spóźni się, narażając ich na przybycie do Oksfordu po meczu.
— Czemu należy przypisać fakt, że dziewięćdziesiąt procent kobiet, zwłaszcza tych, z wyższego świata, spóźnia się wszędzie i we wszystkiem. Czyżby nie istniało dla nich pojęcie czasu? — rozmyślał, patrząc przez szklane drzwi holu na dość ruchliwą ulicę.
Głośne wykrzykiwania chłopców, sprzedających dzienniki, odwróciły jego uwagę od doniosłego, lecz zarazem dotychczas nie wyjaśnionego problemu niepunktualności kobiecej.
Wytężył słuch.
— Katastrofa wojennego okrętu! — zapiał cienkim dyszkantem obdartus, przebiegając obok drzwi holu.
Wyhowski jednym skokiem znalazł się na ulicy. Po chwili wrócił do holu i rozsiadłszy się wygodnie w fotelu rozwinął mokrą jeszcze od farby drukarskiej płachtę porannego wydania „Timesa“.