Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wody, że parę z nich, które ośmieliły się wpłynąć na nie, porwane w objęcia potwornych wirów, przypłaciły śmiałość swem istnieniem.
Niektóre z nich pchnęły fale na skaliste wiszary przylądka św. Łukasza, inne roztrzaskały się na stromych brzegach wysp Trzech Maryj.
Wybrzeża Kolumbji i Wenezueli ucierpiały również dotkliwie. Doliny rzek Magdaleny i Orinoko zamieniły się w szerokie jeziora.
Równocześnie zbudziły się z wieloletniego uśpienia wulkany wysp Ś. Vincent i Martyniki, wstrząsami wybuchów swoich pogrążając w odmętach cały szereg drobnych wysp archipelagu Małych Antyli.
Czarne, gęste chmury popiołu i dymu, wyrzucanego bezustannie z łona ziemi przez szerokie gardziele wulkanów, zasłały nieprzeniknionym tumanem całą zatokę Meksykańską i morze Karybskie, docierając, aż do Bermudów.
Po południu dnia ósmego marca ucichły huki i ustały kołysania i wstrząsy skorupy ziemskiej, odczuwane wyraźnie w kilkunastu południowych stanach amerykańskim i północnym krańcu Ameryki Południowej.
Statki ze wszech stron nadpływały ku brze-